FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Początek Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Kyo
Administrator
Administrator



Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraśnik

PostWysłany: Czw 22:29, 31 Gru 2009 Powrót do góry

Tu zamieszczam opowiadanie własnej roboty Wink, ponieważ dużo z was już pisało to i mnie się zachciało XD. A żeby nie pisać ciągle o tym samym to ja swoją opowieść początków Antharas zacząłem od dosłowanie samego początku, którego wy nie znacie, mam nadzieję, że was choć trochę zaciekawi Smile. Nie zrażajcie się tym, że nie znacie większości osób, które tam występują, bo to było bardzo dawno temu. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi za opisanie go w opowiadaniu, bo opisywałem wygląd zewnętszny graczy, a jeśli nie wiedziałem jak dana osoba wygląda to opisywałem postać którą, grała. To tyle, Enjoy!

ANTHARAS

Rozdział I:Początek

Wszechświat jest pełen ciekawych histori oraz przygód wielkich bohaterów. Liczba tych opowieści jest porównywalna z liczbą gwiazd. Oczywiście nikt nigdy nie pozna ich wszystkich, ale zamierzam przedstawić tu jedną z ciekawszych - historię pewnego klanu, który przeciwstawił się całej sile zła dumnie stając twarzą w twarz z niezliczonymi szeregami potężnych przeciwników, aby bronić pokoju i dobra w Galaktyce, ten zakon nosił nazwę Antharas. Sławne to imię potężnej organizacji Jedi zapewne zna mnóstwo z was, ale mało kto wie, jakie były jej początki. Żeby się tego dowiedzieć trzeba cofnąć czas o bardzo, bardzo daleko, gdy większość z was, którzy to czytacie, nie wiedziała czym jest moc i do czego służy miecz świetlny. Więc zacznę od początku.
Planeta AX, znajdująca się w galaktyce jk100, tego ciepłego dnia była bardzo spokojna, wiatr gdzieniegdzie podwiewał kłęby suchego piachu niczym na pustyni, jak zwykle w południe w barze znajdowało się pare szumowin wpadających na pare mocniejszych trunków a czasami żeby wszcząć awanturę. Na szczęście strażnicy AX dobrze pilnowali porządku na swojej planecie i natychmiastowo usuwali z niej awanturników. Otóż tego spokojnego dnia przybył tu pewien żądny przygód podróżnik. Pierwsze co rzucało się w oczy w owym przybyszu były jego blond włosy krótko ścięte oraz pewny siebie i nieco zuchwały uśmiech. Jego niebieskie oczy jarzyły się jak dwie pochodnie, było w nich widać cały jego charekter, porywczość, odwagę, chęć działania, zawziętość a nawet upartość. Był to człowiek średniego wzrostu, krępej budowy nieco barczysty, ale nie ponad miarę, w jego postawie, twarzy i sposobie poruszania można było dostrzec, iż jest on urodzonym przywódcą. Z charakteru zapalczywy, łatwo wpadający w gniew, ale budzący respekt, a nawet strach. Ubrany był w jasnobrązową szate niczym płaszcz okrywającą jego korpus oraz w czarne spodnie ze skóry jakiegoś zwierzęcia i również czarne, sięgające kolan buty. U boku na wysokości pasa swobodnie uczepiony wisiał miecz świetlny o dwóch ostrzach. Przybysz wszedł do baru aby napić się mocnego trunku, był poszukiwaczem przygód, młodym nierozgarniętym, niedoświadczonym wojownikiem. Barman spostrzegł iż młody junak nie jest tutejszy i spytał:
-Widzę, szanowny panie, żeś nowy w tych stronach, powiedz, skąd przybywasz?
-Pochodzę z planety JKSP, mojego domu, którego do tej pory nie opuszczałem.
-Wybacz moją ciekawość, ale powiedz co Cię skłóniło do tak dalekiej podróży, bo przecież JKSP leży pare miesięcy świetlnych od AX.
-Owszem, to niemały kawałek kosmosu, ale przybyłem tu przez moją ciakawość i chęć poznania wszechświata, zbrzydł mi już mój stary kawałek skały, to przypadek, że znalazłem się tu, na AX, a nie na planecie obok. Wpadłem się napić, więc dolej mi wywaru z mózgu Rancora.
-Się robi szefie! Już podaję. A mogę chociaż poznać pańskie imię?
-Zwę się Jedi Master.
-Hahaha! Taki młokos uważa się za mistrza jedi?! Chyba nie mogłeś już nic głupszego wymyślić!
-Zamilcz! -odpowiedział pełen gniewu i furii podróżnik- wychodzę bo mi pańskie towarzystko nieodpowiada...
-Hehehehe, proszę bardzo, tam masz drzwi.
Oburzony rycerz Jedi,gdyż był nim owy podróżnik istotnie, chociaż nie był mistrzem, odeszdł od stolika i wyszedł na zewnątrz, zaciskając pięści z gniewu, który palił go od środa z olbrzymią siłą, niczym lawa pali wulkan przed wybuchem. Był on osobą, która poprzez swój charakter łatwo mogła przejść na ciemną stronę mocy. I gdy tak stał przed wejściem do baru, przeklinając na gburowatego barmana nagle zobaczył ciekawą scenę. Otóż 4 pijanych tuskenów postanowiło zaatakować dla złotych fragów(środek płatniczy obowiązujący w całej galaktyce) przybysza rasy rodiańskiej. Wiadomą rzeczą jest, że żaden samotny podróżnik nie poradzi sobie z 4 upitymi tuskenami, więc Jedi rzucił się na ratunek poszkodowanemu, lecz niepotrzebnie. Otoczony Rodian w mgnieniu oka wyciągnął niebieski miecz świetlny o dwóch mocno jarzących się ostrzach i w pare sekund położył wszystkich napastników trupem na glebie. Zdumiony sprawnością Rodiana Jedi Master przez chwile stał wpatrzony na niego i oniemiały, w końcu spytał:
-Skąd jesteś przybyszu i jak się nazywasz? Widzę, że świetnie władasz mieczem! Nie wiem czy sam bym ich tak sprawnie powalił jak Ty!
-Dziękuję ze miłe słowa. Jestem Killman, przybywam z planety Samurais, na której znajduję się klan, do którego należę nazwany jak owa planeta.
Dopiero teraz młody Jedi Master przyjrzał się ów kosmicie. Był zielony jak cała jego rasa, oczy miał wielkie, czarne, uszy również duże, odstające i koloru różowego. Nos miał mały, ledwo widoczny, usta jakby zwinięte w trąbke, także małe. Ubrany był w czerwono-brązowy kaftan, ze śmiesznymi wielkimi końcami rękawów, i niebieskie spodnie oraz czarne buty. Był wysoki jeśli patrzeć z punktu widzenia ludzi, średni jeśli z punktu widzenia Rodianów. Dość szczupły.
-Hmm. Wszyscy u was tak władają mieczem?-spytach po chwili Jedi Master.
-Większość jest lepsza ode mnie.
-Mógłbym i ja do was przystać? Szukam przygód, a sądze, że wśród takiej kompani nie będe narzekał na nudę!
-No nie wiem czy nasz mistrz Onizuka się zgodzi, ale mogę Cię przetestować i jeśli okażesz się dobry sam się za Tobą wstawie u niego.
-Zgoda! Wieć robimy bezkrwawy pojedynek, tak?
-Tak.
Killman wytłumaczył niedoświadczonemu Jedi zasady owego pojedynku, i długo musiał mu mówić czym jest kata(zbiór niedozwolonych, niehonorowych udrzeń, niegodnych jedi) oraz żeby jej nie używać. W końcu doszło do pojedynku. Młody jedi wyciągnął jarzący się na zielono miecz świetlny i ruszył ze swoją zapalczywością na Killmana, lecz ten odbijał każdy jego cios. Nastąpiła silna wymiana szybkich cięć, szli łeb w łeb, jak równy z równym. Walka stawała się męcząca dla obu jedi, tym bardziej że po długim czasie nikt nie wygrywał. Jedi Master z silną upartością zadawał niemal na oślep szybkie i silne ale nie celne ciosy, które Killman dość łatwo odbijał, lecz mało wyprowadzał własnych pod silnym naciskiem przeciwnika. Młody jedi mimo swojej nieostrożnej szarży odbijał ciosy kosmity bez większych problemów. Walka przedłużała się, aż w końcu Rodian krzyknął:
-Stop! To nie ma sensu. Uznajmy, że jesteśmy równi.
-Zgadzm się z Tobą! -odpowiedział zmachany jedi.
-Myślę -ciągnął Killman- że nadajesz się na Samuraia i Onizuka będzie dumny, że Ciebie przyprowadziłem - powiedział z uśmiechem.
Zmęczonemu Jedi aż zaiskrzyły się oczy z radośći, nie odpowiedział nic tylko uścisnął Killmana jak przyjaciela. Jeszcze pod koniec tego dnia razem wyruszyli na planetę zwaną Samurais.
Droga na nią nie trwała długo, X-Wing KIllmana śmigał z prędkością pondaświetlną pomiędzy rozświetlonymi gwiazdami, planetami, a gdzieniegdzie kawałkami meteorytów. W drodze doświadczony jedi tłumaczył młodzikowi pewne zasady obowiązujące w galaktyce m.in. nie wolno było lamić(to jest atakować przeciwnika bezbronnego, który nie walczy), gdyż jest to skrajnie niehonorowe i absolutnie karygodne, na niektórych planetach karą za to jest wyrzucenie albo wieczna banicja, a niekiedy nawet śmierć. Po 24 godzinach nieustającej podróży obaj jedi dotarli na planetę Samurais. Była ona nieduża, 2 słońca na przemian krążyły wokół niej powodując nieustający dzień i suszę podobną do tej na AX. Piach był rozżażony, złocisty, w niektórych miejscach promienie słońca odbijały się od białych, wysokich budowli. Podróżnicy wylądowali w małym hangarze zdolnym pomieścić tylko jednego X-Winga. W owym budynku mnóstwo było przeróżnej wielkości skrzyń o nieznanej zawartości, tu i ódzie walały się jakieś części od statków. Statek wylądował. Dwóch podróżnych wyszło z niego rozmawiając:
-Czemu tu jest tak pusto? - spytał Jedi Master.
-Onizuka pozwala tu przebywać tylko samuraiom oraz kilku uprzywilejowanym gościom, których lubi.
-Hmm.
I tak wyszli w ciszy z hangaru przez mały otwór w ścianie prowadzący na niewielki plac zewsząd otoczony białymi budowlami. Wszędzie było pusto. Skręcili w lewo, przez sporą bramę prowadzącą na następny plac. Znajdowało się tam paru samuraiów z którymi Killman przywitał się, a następnie przedstawił im swojego kompana. Młody jedi nie zapamiętał od razu imion ich wszystkich ale parę specyficznych postaci szybko zwróciło jego uwagę. Najbardziej gadatliwy, a czasem pyskaty był jedi niskiego wzrostu, o sporym zapasie tłuszczu na brzuchu. Miał czarne, krótkie, śmiesznie ścięte włosy, wyglądał jakby ktoś założył mu garnek na łeb i przyciął równo z jego krawędziami. Jegi piwne, świńskie oczka wyzywająco patrzyły znad wielkich, pulchnych pulików. Minę miał wiecznie niezadowolonego, opryskliwego, skorego do kłótni dzieciaka, którym zaiste był. Długie miał imię, lecz łatwo je zapamiętał nasz bohater. Ów jedi zwał się ThunderBladeX. Obok niego stało paru innych mniej ciekawych osób. Był tam nijaki Cyryl, Uweks, Juggernaut, Syriusz, Giordano(zastpęca Onizuki), a także Czekan. Ten ostatni również przykół wzrok młodego jedi. Był to kosmita rasy Kel Dor, średniego wzrostu z metalową maską na twarzy zasłanającą jego oczy, nozdrza i usta(jeśli można to tak nazwać). Jak to zwykle u tej rasy bywa, nie miał włosów, tylko gołą, pomarszczoną skórę koloru pomarańczowego, na której znajdowało się sporo ciemnych plam. Nosił niebieską szate i spodnie tego samego koloru. Jedi Master spytał:
-Gdzie jest Onizuka? Muszę z nim pomówić, bo mam zamiar do was dołączyć.
-Cierpliwości - rzekł Czekan - wkrótce przybędzie.
-Dobrze. Wiele o nim słyszałem, podobno świetnie włada mieczem.
-Owszem - odparł Czekan - tu nikt mu nie dorówna, jest najlepszy, on założył klan.
W młodym jedi aż zadrżało z podniecenia, że pozna tak znamienitego szermierza i będzie miał okazję się z nim zmierzyć. Lecz Onizuki ciągle nie było widać, przybyło natomiast dwóch innych samuraiów. Byli poniekąd podobni, bo nosili prawie takie same ciuchy, czerwone bluzy z kapturami okrywającymi głowy i tego samego koloru spodniami. Obaj walczyli dwoma mieczami o zielonych ostrzach. Zaraz po przybyciu pojedynkowali się dla treningu i widać było, że i walczą podobnie. Pierwszy z nich zwał się Lewwy, a drugi Dyzio. Szybko zapoznał się z nimi Jedi Master, a szczególnie z tym pierwszym. Przypadli sobie do gustu, a w przyszłości mieli razem stworzyć potężny klan i dokonywać wielkich rzeczy, lecz wtedy jeszcze o tym nie wiedzieli.
Nagle u największego wejścia na plac pojawiła się w oddali wysoka postać w długiej czarnej, luźno zwisającej szacie. Z daleka można było dostrzec, iż jest to człowiek bardzo wysoki(około 190 cm) ale również niewiarygodnie szczupły, jakby był głodzony. Gdy zbliżył się na odległość 100 kroków można było dostrzec jego twarz. Piwne oczy z powagą patrzyły przed siebie. Twarz miał spokojną, dostojną, szedł dumnie. Włosy krótkie, brązowe, podobne kolorem do oczu. Jedi Master zauważył że wszyscy samuraiowie patrzą na niego z respektem, a nawet z pewnym strachem. Postać zbliżyła się na jakieś 10 kroków.
-Witajcie samuraiowie. - rzekł bez pośpiechu przybysz.
-Witaj mistrzu! Witaj nauczycielu! Witaj sensei! - ozwały się głosy z placu.
"To musi być Onizuka!" - pomyślał Jedi Master. Nie mylił się. W krótkiej rozmowie Killman wyjaśnił co i jak swojemu senseiowi.
-Zobaczymy jak władasz mieczem - rzekł mistrz Samurais do młodego jedi.
-Proszę bardzo! - odpowiedział z pewnym siebie tonem Jedi Master.
Po chwili samuraiowie utworzyli spore koło na środku placu, na jednej jego krawędzi stał Onizuka, a na przeciw niego młody przeciwnik. Samurai zrzucił czarny płaszcz stając w szarym kombinezonie, następnie wyciągnął miecz świetlny połyskujący na czerwono. "Wszyscy są wpatrzeni w niego jak w bóstwo" - pomyślał nasz bohater - "Zdobyłbym wielką sławę i wzbudził podziw, gdybym wygrał! Muszę dać z siebie wszystko!" Po komendzie "START" młody jedi swoim zwyczajem rzucił się na przeciwnika jak wściekły pies spuszczony z łańcucha. Zasypywał samuraia gradem szybkich ciosów zadawanych z ogromną zapalczywością. Onizuka dość łatwo odpierał ataki sam narazie nie atakując, chciał wybadać do czego jego przeciwnik jest zdolny i na co go stać. Bawił się z nim jak kot z myszą, nie walcząc do końca poważnie. Młody jedi pełen zapału ciągle zadawał ciosy, zaczynając się męczyć. Onizuka postanowił w końcu uderzyć. Wyprowadził dwa silne uderzenia od swojej lewej strony, używając przy tym całej swojej siły, technicznie balansując ciałem aby moc uderznia była jak największa. Pierwszy cios zaskoczył młodzika, który z ledwością i wielkim trudem go odbił, ale zachwiał się, następny atak wybił mu staffa(miecz o dwóch ostrzach) z ręki i przewrócił na plecy. Jedi Master osłupiał. Leżał z wytrzeszczonymi oczami, nie mogąc pojąć z jaką łatwością został obalony. Obejrzał się wokoło. Na samuraiach nie zrobiło to większego wrażenia, widać musieli być przyzwyczajeni do skilla(poziomu władania mieczem) Onizuki.
-Podnieś. - rzekł spokojnym tonem mistrz klanu lewą ręką wskazują na wyłączonego, zielonego staffa, leżącego jakieś 3 metry od jedi.
Młodzik powoli wstał, otrząsnął się, zaciskając żeby z gniewu, szybkim ruchem podniósł miecz i już stał gotowy do ataku. Skoczył na przeciwnika jeszcze zacieklej niż popszednio, ogarnięty gniewem. Onizuka postanowił nie bawić się z nim dłużej. Szybkim ruchem zadał podobny cios od boku wybijając staffa przeciwnika i zatrzymują ostrze tuż przy jego gardzieli. Błękitne oczy jedi jarzyły się złością, ale także strachem wobec tak potężnego przeciwnika.
-Wystarczy - spokojnym tonem rzekł Onizuka - podnieś miecz, młodyś ale pełen zapału, będzie z ciebie jeszcze dobry samurai, przyjmuję cię.
Po czym wyłączył broń i schował za pasem. To wydarzenie dało młodemu junakowi sporo do myślenia, chociaż walczył teraz ze zgryzotą i hańbą jakiej doznał. Wtedy dopiero zrozumiał jak mało jeszcze wie, jak mało umie i ile nauki jeszcze przed nim.
Następnego dnia z rana Onizuka zrobił zbiórkę w szeregu, wszycy go słuchali, a on głosił przemowę. Mówił czym jest honor, tłumaczył zasady panujące w klanie, wpajał w wojowników idee i wartości. Jedi Master był zdumiony, a nawet zafascynowany dyscypliną i atmosferą panującą w klanie. W młodym umyśle zrodziła się chęć, kiedyś w przyszłośi założenia potężnego klanu na wzór samurais. Z dyscypliną, z atmosferą prawie rodzinną(na Onizuke wołano nauczycielu, mistrzu, a nawetj ojcze). W jego umyśle narodził się wielki pomysł. Idea ta zaczęła kiełkować i przez długi czas dorastała, aż stała się potężnym marzeniem, które niegdyś miało się ziścić tworząc klan Antharas...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin